Przykłady manipulacji sztuk 12. Częste na portalu Linkedin i nie tylko.
Gdzie podziała się logika komunikacji u ekspertów?
To co teraz opiszę występuje oczywiście też u nieekspertów.
Jak również nie występuje… u prawdziwych ekspertów i ludzi potrafiących sprawnie komunikować się.
Jednak skupmy się na tych, którzy uważają, że są „świetni w komunikację”, ale jednak nie są.
Czyli zawęzimy obszar rozważań do pewnej specyficznej grupy.
Choć to co wymienię w toku artykułu jest tematem szerokim.
Do meritum.
Zaskakujące, że właśnie ci, którzy powinni być mistrzami komunikacji – wykładowcy, trenerzy komunikacji, marketerzy, copywriterzy, specjaliści PR, HR-owcy, kołczowie, eksperci od motywacji i dobrego samopoczucia… często popełniają najprostsze błędy, które nie tylko rażą w oczy. One też kompromitują. Linkedin, który powinien być przestrzenią profesjonalnej wymiany zdań, bywa sceną spektakli emocjonalnych, manipulacji i pozornych grzeczności.
Bez bicia przyznam się… sam ten poligon wiele razy testowałem.
I zawsze jest tak samo.
Dlaczego to dziwne? Bo jeśli ktoś uczy innych jak się komunikować lub zawodowo porusza się w przestrzeni związanej z komunikacją, a sam nie potrafi prowadzić spójnego, logicznego i uczciwego dialogu, to coś tu nie gra. To jak dietetyk żywiący się wyłącznie trocinami lub alkoholik udający, że nie pije.
Komentarze pełne życzeń i pozdrowień. Niby miło, ale toksycznie. (1)
„Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia” po tym, jak ktoś cię właśnie publicznie zignorował lub zlekceważył, lub gdy nie potrafi merytorycznie zabrać głosu w dyskusji. Brzmi znajomo?
To klasyczna przykrywka. Zwykle pojawia się wtedy, gdy autor komentarza nie ma argumentów. Nie zgadza się z Tobą, ale zamiast wejść w merytoryczny spór – rzuca „życzonka”. Udaje uprzejmego, a w rzeczywistości manipuluje. Chce wyjść na miłego w oczach innych, a w rzeczywistości chce pozostawić Cię z poczuciem, że to Ty jesteś napięty lub agresywny. To nie jest komunikacja. To ucieczka w pozory. Maskowanie braku odwagi i wiedzy. Są też tacy, którzy składają życzenia i pozdrowienia w każdym komentarzu, to tak jakby na żywo w prawdziwej dyskusji co 30 sekund ktoś się z Tobą żegnał i co chwilę Cię pozdrawiał. Prawda, że to komiczne?
Pytania w komentarzu pod postem, a potem blokada. Znikam, bo się boję. (2)
Osoby, które najpierw zadają pytania, a potem… blokują Cię. Albo wyłączają możliwość komentowania. Przykład? Ktoś pisze: „Masz na to źródła?” – po czym nie daje ci nawet szansy odpowiedzieć.
To manipulacja oparta na technice odcięcia kanału komunikacyjnego. Osoba nie jest zainteresowana rozmową. Ona chce Cię tylko zdeprymować, pokazać wyższość. Gdy tylko widzi, że masz coś do powiedzenia co nie jest zgodne z jej poglądem – znika. Prawdziwy dialog nie działa jednostronnie. To klasyka manipulacji, bardzo częsta na Linkedin.
Żądanie dowodów naukowych i źródeł, choć samemu się ich nie posiada. (3)
„Proszę o badania, publikacje, naukowe źródła!” – brzmi profesjonalnie? Na pierwszy rzut oka tak. Ale… co, jeśli taka osoba sama nie dysponuje żadnym dowodem? Tylko powiela cudze opinie, a dowodów naukowych żąda od Ciebie?
To klasyczna erystyczna sztuczka i manipulacja deprecjonująca. Osoba chce ustawić wysoką poprzeczkę tylko Tobie. Sama może snuć hipotezy bez pokrycia, ale Ciebie rozlicza z każdego przecinka. W praktyce to próba ustawienia dyskusji w nierównych warunkach. Ukryta dominacja. A przecież uczciwa komunikacja to wzajemność. U tego typu osób wzajemność nie istnieje. Często też u tego typu osób nie istnieje coś takiego jak myślenie logiczne. Ciekawą sztuczką jest też podawanie źródeł nienaukowych jako naukowych, to też się zdarza.
Naukowe dowody na to, że woda jest mokra – serio? (4)
Często spotkasz ludzi, którzy nawet w najprostszej sprawie oczekują „rzetelnych badań”. Nieważne, czy mówisz o kulturze organizacyjnej, czy o tym, że mail bez „dzień dobry” brzmi chłodno – oni chcą od razu źródeł naukowych.
To absurd. Pewne kwestie są oczywiste, wynikają z doświadczenia i praktyki. Żądanie dowodów na każdą oczywistość, to nie troska o jakość dyskusji, to zaburzanie płynności dialogu. To próba storpedowania rozmowy. Ta manipulacja to gaslighting intelektualny. Rozmycie tematu, unikanie odpowiedzi, gra w „mądrzejszego”. Ale tak ludzie mądrzy nie robią, tylko słabi.
Nie zgadzasz się? Jesteś hejterem! Klasyczny unik krytyki. (5)
Wchodzisz w polemikę, przedstawiasz kontrargumenty. A w odpowiedzi? „Jesteś pasywnie agresywny”. Albo: „Nie toleruję hejtu”. To typowe zagrywki na Linkedin i nie tylko, ja prywatnie tę grupę manipulatorów nazywam płatkośnieżynkami. Oczywiście nazwa jest moja i nie mam na nią „badań naukowych”.
To manipulacja oparta na etykietowaniu. Zamiast zająć się treścią Twojej wypowiedzi, te osoby atakują i zniekształcają Twoją intencję, odwracają uwagę od meritum. Zamiast merytorycznej rozmowy robi się drama, emocjonalne gierki. Tylko dlatego, że ktoś nie umie przyjąć odmiennego zdania. Albo gorzej, po prostu nie zna odpowiedzi. Zauważyłem, że to zachowanie występuje bardzo często u HR-ówek, rekruterek i mistrzyń kołczingu. To moja prywatna wieloletnia obserwacja.
Asertywność to Twoja tarcza. Będą chcieli Ci ją rozbić. (6)
Zanim przejdę dalej, tylko krótkie wtrącenie: jeśli chcesz być aktywny na Linkedin, a nie masz wykształconej asertywności, zostaniesz szybko zmiażdżony – psychicznie i komunikacyjnie. Owszem, jest tam wiele sympatycznych i otwartych osób. Ale tych niefajnych jest równie dużo. Jeśli jej nie masz, będziesz musiał/musiała radzić sobie inaczej.
Jak? Nie wiem.
Nie każdy uśmiech oznacza zgodę. I nie każda niezgoda to przejaw agresji. Niestety wiele osób, w tym także rzekomi „specjaliści od komunikacji” – lubią sobie w tym pogmerać i sobie tym pomanipulować.
Choć nie zawsze to będzie manipulacja z ich strony, oni zwyczajnie tego często nie rozumieją i nie rozróżniają. Jednak powody dla Ciebie nie są istotne, tylko efekt.
To osoby, które mówią o kompetencjach miękkich, prowadzą szkolenia, tworzą prezentacje… ale nierzadko brakuje im jednej ultra ważnej kompetencji, mianowicie inteligencji społecznej.
A to już nie tylko brak wiedzy – to… Monty Python.
Asertywność to stawianie granic. To umiejętność powiedzenia „nie” bez poczucia winy w granicach norm społecznych. Tymczasem niektórzy traktują każde „nie” jako agresję. Bo jeśli się nie zgadzasz – to niby z automatu znaczy, że atakujesz. To sposób myślenia na poziomie przedszkola. U dorosłych ludzi jest to niepokojące i po prostu dziwne.
Obserwuję w swojej praktyce, że nierozumienie asertywności często łączy się właśnie z infantylizmem.
Zdarza się też, że jeśli nie wdajesz się w uprzejme grzecznościowe podziękowania, czy cukierkową wymianę zdań, to zarzuca Ci się „brak kultury” albo „problemy z emocjami”. To oczywiście manipulacja ze strony nadawcy takiego komunikatu. Ma to na celu wymuszenie na Tobie zmiany zachowania, podporządkowanie Cię „emiterowi” przekazu. Czasem to wynika z braku wiedzy o tym, czym naprawdę jest asertywność – a czasem z potrzeby kontroli.
Zdarza się, że koreluje tu niska odporność psychiczna przy jednocześnie przerośniętym ego. Krytyka to dla niektórych osób synonim ataku. Niezgoda – zamach stanu na ich lśniący autorytet. A postawienie granicy, to jakbyś zrzucił bombę na ich strefę komfortu. To nie jest dojrzała komunikacja. To forma zaburzenia – oparta na lęku, potrzebie dominacji i kontroli.
A ludzie, którzy chcą Cię kontrolować, nigdy nie zaakceptują Twojej asertywności.
I koło się zamyka.
Bo ja nie dostrzegam – to znaczy, że nie ma. Ciemne ego zaćmi nawet słońce. (7)
Ślepota poznawcza, to coś bardzo częstego w różnych dyskusjach i komentarzach, też na portalu Linkedin. Osobnicy i osobniczki z tej puli rozdania mają przekonanie: „Skoro ja tego nie dostrzegam, to znaczy, że tego nie ma”. Brzmi absurdalnie? A jednak. To błąd poznawczy, często uzupełniony brakiem wykształconych filtrów poznawczych.
To forma egocentryzmu poznawczego. Osoba nie widzi zjawiska, więc zakłada, że ono nie istnieje. Nie dlatego, że ma dane. Ale dlatego, że jej własna percepcja staje się jedynym filtrem prawdy. To błąd logiczny (poznawczy), który można porównać do tego, że ktoś nigdy nie spotkał osoby bezdomnej, więc twierdzi, że problem bezdomności nie istnieje.
To również subtelna forma manipulacji. Bo jeśli rozmówca z góry zakłada, że rzeczywistość kończy się tam, gdzie jego wzrok – to nie będzie słuchał, nie będzie pytał, nie będzie dociekał. Zablokuje rozmowę. I jeszcze obarczy Cię winą za „wymyślanie problemów”. Nadzwyczaj często spotykam ten typ zachowania na portalu Linkedin, o dziwo (o zgrozo) pojawia się on również u „elity intelektualnej” z tytułami PhD i MBA.
To jest bardzo smutne.
W rzeczywistości to nie brak faktów, tylko brak gotowości, by je zobaczyć. I to już nie jest problem rozmówcy. To jest tylko problem tej osoby – zamkniętej na inne perspektywy.
Bywa, że to po prostu zwykła arogancja.
Wtórny analfabetyzm. Wykształcenie bez zrozumienia tekstu pisanego. (8)
Niepokojącym zjawiskiem w przestrzeni publicznej, szczególnie na platformach takich jak Linkedin jest obecność osób z wykształceniem wyższym, które nie potrafią przeczytać kilku prostych zdań ze zrozumieniem. To tzw. wtórni analfabeci – ludzie wykształceni formalnie, ale bez realnych kompetencji czytania i wnioskowania. Wypaczają sens wypowiedzi, interpretują ją zupełnie odwrotnie niż została napisana, a następnie oburzają się na coś, czego autor nawet nie powiedział. To nie tylko utrudnia komunikację – to ją całkowicie anihiluje. To destrukcja komunikacyjna. Dyskusja z taką osobą przypomina rozmowę z gołębiem o fizyce kwantowej.
Powtórz jeszcze raz. Czyli taktyka sabotażu komunikacyjnego. (9)
Kolejną często spotykaną praktyką jest zaburzanie rozmowy przez ciągłe domaganie się (bezpośrednie lub pośrednie) powtórnego tłumaczenia rzeczy, które już zostały wyjaśnione – jasno i czytelnie. To nie jest kwestia niezrozumienia. To manipulacja polegająca na wybijaniu z rytmu sprawnej rozmowy. Osoby te często nie chcą naprawdę zrozumieć, one chcą zdominować rozmowę przez znużenie interlokutora. Powtarzając pytania w kółko, udają zainteresowanie, ale w gruncie rzeczy torpedują proces wymiany myśli. To forma komunikacyjnego sabotażu, która ma tylko jeden cel – przeciągnąć rozmowę na własnych warunkach lub całkowicie ją rozbić.
Pseudonauka jako dogmat. Ulubiona sztuczka szkoleniowców. (10)
W świecie HR, coachingu i szkoleń roi się od ludzi, którzy z zapałem bronią teorii niemających żadnego naukowego uzasadnienia. Szczególnie często dotyczy to pseudotestów psychometrycznych – kolorowych typologii osobowości, modeli „talentopodobnych” czy „stylów myślenia”, które nie przeszły żadnych rzetelnych badań walidacyjnych. Mimo to są traktowane jak objawiona prawda i są wcielane w życie organizacji. Problem zaczyna się wtedy, gdy próbuje się zwrócić uwagę na ich pseudonaukowe pochodzenie. W odpowiedzi otrzymuje się święte oburzenie i agresywną obronę w stylu: „To są sprawdzone narzędzia, one działają”.
Nie, one nie działają.
To manipulacja oparta na argumentum ad populum – skoro „wszyscy tego używają”, to musi być dobre. Ale popularność nie jest dowodem naukowości. To także forma gaslightingu intelektualnego (wspomnianego wcześniej) – próba wmawiania sceptykom, że „nie rozumieją”, „nie mają doświadczenia”, albo „są za mało otwarci”. Tylko, czy każdy ma obowiązek być otwartym na wszystko, w tym na rzeczy absurdalne? Na szczęście nie mamy takiego obowiązku.
Pseudonauka opakowana w korporacyjny język i prezentację w PowerPoincie dalej pozostaje pseudonauką. A jej obrona z zaciętością graniczącą z fanatyzmem pokazuje brak krytycznego myślenia – cechę występującą niepokojąco często u tych, którzy mają „edukować innych”, a także ich rekrutować.
I to zjawisko uważam za bardzo niebezpieczne i szkodliwe społecznie.
„Bo ty pracujesz w HR, więc ci nie wypada”. Czyli cenzura ról społecznych. (11)
Owszem… wypada mi i mam do tego pełne prawo, też konstytucyjne. Ty też masz takie prawo.
Jedną z bardziej perfidnych manipulacji w dyskusji jest próba zamknięcia komuś ust przez odwołanie się do jego zawodu lub roli społecznej. Przykłady?
„Bo skoro jesteś z HR, to nie możesz tak pisać”.
„Jako psycholog nie powinieneś mieć takich poglądów”.
„Lekarz powinien zawsze być miły”.
To forma cenzury, która opiera się na fałszywym założeniu, że zawód definiuje dopuszczalne granice wypowiedzi.
To nie tylko manipulacja – to próba odebrania prawa do krytycznego myślenia. Osoba stosująca ten chwyt nie odnosi się do treści, tylko do tożsamości rozmówcy. Tworzy nierealistyczny obraz „poprawnego przedstawiciela zawodu”, który powinien być wiecznie grzeczny, zgodny i konformistyczny. To sposób na uciszenie głosu, który burzy wygodny porządek.
W praktyce to szantaż emocjonalny ubrany w eleganckie słowa. A jego celem nie jest ochrona standardów, tylko zepchnięcie oponenta do defensywy i zdyskredytowanie go przez sam fakt, że odważył się powiedzieć coś od siebie.
Każdy bez względu na wykonywany zawód ma prawo do prywatnych opinii.
Człowiek nie jest jedynie swoim zawodem.
Postrzeganie człowieka jedynie poprzez pryzmat zawodu wykonywanego, to kolejny błąd poznawczy.
„Bo ja mam certyfikat, więc wiem lepiej”. Autorytet z drukarki. (12)
Często spotykaną w środowiskach trenerskich/audytorskich (ale nie tylko tam) formą manipulacji jest powoływanie się na posiadany certyfikat jako ostateczny argument. Brzmi to zazwyczaj tak: „Mam certyfikat, więc wiem, co mówię”, „Uczyłem się tego na kursie, więc to musi być prawda”. Problem polega na tym, że sam dokument – nawet ładnie oprawiony i wydany przez „instytut” o długiej nazwie nie świadczy o jakości wiedzy, ani o umiejętności jej stosowania. No niestety, przykro mi.
To klasyczna manipulacja typu argumentum ad verecundiam, czyli odwołanie się do rzekomego autorytetu w miejsce rzetelnej argumentacji. Zamiast rozmawiać merytorycznie, rozmówca wyciąga „certyfikacik” i próbuje nim zakończyć dyskusję. To forma uciszania. Ma to wywołać wrażenie, że dalsze pytania są nie na miejscu, bo przecież „ekspert nadworny koronny” już się wypowiedział samą swoją obecnością. To tak jak pewien polityk, który powiedział „jezdę doktorę” – zapewne wiecie o kim mowa. Osobiście ten rodzaj „argumentacji”, a w rzeczywistości manipulacji uważam za jeden z najbardziej zabawnych. Bo mój mąż jest z zawodu dyrektorem, no i co zrobisz, jak nic nie zrobisz.
REASUMUJĄC…
W tym artykule obfitego podsumowania pisać nie będę, nie jest ono potrzebne.
Każdy paragraf tego wpisu wyjaśnia wiele i spełnia swoją rolę.
Mam oczywiście świadomość, że nie opisałem wszystkich typów manipulacji i zaburzeń komunikacyjnych.
Jako autor tego tekstu skupiłem się na tych, które akurat ja widzę w social mediach najczęściej.
I nie… nie dam Ci na tacy badań naukowych.
Zrób coś ze swoim życiem i znajdź je samodzielnie, o ile masz taką potrzebę.
Bo jeśli nie masz takiej potrzeby, to po prostu odpocznij po tym artykule i zrób coś miłego lub dobrego.
Na przykład wypij kakao, powiedz coś sympatycznego swojej żonie, albo weź psa na fajny długi spacer.
Możesz też przeczytać artykuł o socjotechnice.
Ale jak Ci się nie chce, to nie musisz.
Temat został ujęty ogólnie z sugestią, że bywa… że – szewc bez butów chodzi.
Dziękuję za uwagę.
Wszystkiego dobrego.
Co to jest socjotechnika? To też przeczytaj.
LINK:
https://dobryhr.eu/socjotechnika-badz-jej-swiadomy/
Autor: Jakub Iciaszek
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Potrzebujesz profesjonalnego CV lub doradztwa kariery?
A może marketingu na Linkedin lub strategii marketingowej?
Masz problemy z rekrutacją pracowników?
Zapoznaj się w takim razie z moją ofertą.
LINK:
Zapraszam do kontaktu.


