Categories Artykuły

Formularz aplikacyjny. ATS i frazy kluczowe w CV. Czyli jak przeczołgać kandydata

ATS to interesujący wynalazek, który w znaczący sposób wpłynął na procesy rekrutacyjne mocno ingerując w nie, budząc zarówno ciekawość, jak i kontrowersje. Na pewno nie można go porównać do przełomowych odkryć, takich jak penicylina, czy rozszczepienie atomu, chociaż niektórzy sprzedawcy ATS-ów przedstawiają go w niemal tak rewolucyjny sposób. Skrót ATS pochodzi od angielskiego „Applicant Tracking System” i odnosi się do systemu służącego do zarządzania i monitorowania aplikacjami kandydatów w procesie rekrutacji. Oprogramowanie to automatyzuje i ułatwia analizowanie oraz filtrowanie nadesłanych aplikacji, jednak jego działanie nie jest pozbawione wad. Wątpliwa „magia” ATS-ów opiera się głównie na mechanicznych, sztywnych zasadach, które sprowadzają się do automatycznego filtrowania i/lub odrzucania aplikacji z powodu braku w CV wybranych (oczekiwanych) fraz kluczowych, dat doświadczenia lub innych wąsko zdefiniowanych parametrów. W praktyce oznacza to, że wielu wartościowych kandydatów może zostać pominiętych tylko dlatego, że nie spełniają oni sztywno ustalonych kryteriów. Z tego powodu ATS budzi mieszane uczucia zarówno wśród świadomych rekruterów, jak i osób poszukujących pracy. Jest to narzędzie potęgujące „szablonerstwo” rekrutacyjne i „fast food” rekrutacyjny.

Więc dzięki temu odpadają na etapie preselekcji często kandydaci niemieszczący się w widełkach „czegoś tam”, wymyślonych przez „kogoś tam”. Na pewno nie ma to nic wspólnego z rekrutacją jakościową i kompetencyjną. Przy prostych masowych rekrutacjach ATS może okazać się faktycznie pomocny. Natomiast przy tych bardziej złożonych w mojej ocenie robi więcej szkody, niż pożytku. Oczywiście część rekruterów chwali sobie ATS-y, bo dzięki nim mają mniej pracy. Ale raczej ATS nie poprawia jakości rekrutacji. Kandydaci przez to zaczynają coraz częściej robić CV na przykład w ChatGPT. I wychodzi im to różnie. Jednym dobrze, innym kiepsko, przez co część CV zaczyna wyglądać komicznie. Szczególnie karykaturalna jest sytuacja, gdy w CV na siłę napchano przesadnie wiele różnych słów kluczowych. Słowa kluczowe w nadmiarze krzywdę robią i wtedy zupa jest za słona. Jednak nie jest to wina kandydatów, oni jedynie próbują dostosować się do panujących specyficznych warunków. A te warunki komplikują się dzięki używaniu takich zabawek jak ATS. Bezpośrednią winą tego galimatiasu rekrutacyjnego jest nie tyle samo korzystanie z ATS-ów, co bezmyślne korzystanie z ATS-ów. Ale kto bogatemu zabroni prawda?
No i tak oto weszliśmy w nową erę zabaw rekrutacyjnych. Choć nie do końca nową, bo ona już trochę trwa.
A Ty kandydacie czołgaj się… lub giń.

Aby napisać CV przyjazne dla ATS używaj prostego formatu (unikaj zbędnych grafik i tabel), dostosuj treść do oferty pracy wplatając odpowiednie słowa kluczowe (umiejętności, doświadczenie, kwalifikacje) zgodne z wymaganiami, lecz robiąc to kieruj się zdrowym rozsądkiem. Używaj znanych nazw stanowisk, unikaj skrótów, stosuj czytelną i znaną czcionkę. Dokument zapisuj w znanym standardowym formacie PDF. Popraw literówki i błędy w CV. I licz na to, że system łaskawie odczyta to wszystko prawidłowo. Pomocne może okazać się kwantowe myślenie pozytywne, albo misy tybetańskie i palenie kadzideł. Jeśli to nie pomoże, to kup lewoskrętna witaminę C, która też nie pomoże.

O formularzach rekrutacyjnych wymyślanych przez HR (i nie tylko) w Internecie krążą liczne miejskie legendy. Na ich kanwie powstało wiele wesołych memów. Są one często obiektem żartów lub nawet sowitego zezłoszczenia. To one też są często drugim elementem kreującym doświadczenie kandydata w trakcie jego podróży rekrutacyjnej. Zaraz po ogłoszeniu rekrutacyjnym.

Znam osoby, które widząc formularze rekrutacyjne popadają w stany depresyjne od samego patrzenia na nie. Ktoś może powiedzieć, że to dziwne, bo to przecież tylko formularz, ot uzupełnić, kliknąć i po sprawie. Tylko, że większość kandydatów wysyła CV na bardzo wiele ofert pracy, szczególnie w sektorze white collars, choć nie tylko. A każdy kolejny formularz, to duża strata czasu. Załóżmy, że ktoś wysyła jednego dnia 20 CV. Co trzecia oferta ma zasieki z drutu kolczastego i pole minowe w postaci rozbudowanego formularza.
Na każdy taki death trip trzeba poświęcić około 5 minut. Ile to daje łącznie?
Mniej więcej 35 straconych minut w skali jednego dnia na czołganie się w strefie zero.
Załóżmy, że do osiągnięcia celu takich dni musisz przerobić 10 (wariant optymistyczny). To już 350 minut, które można było poświęcić na coś znacznie bardziej pożytecznego. Na przykład na poprawienie swojego profilu na Linkedin, robienie pompek lub odrabianie lekcji z dzieckiem.
Jednak nie sam stracony czas jest tu największym problemem. Większym problemem jest absurdalność takich formularzy, o tym już za chwilę. Wymienię i omówię kilka z takich potencjalnych absurdów, które u wielu kandydatów wywołują uzasadnione zniechęcenie. Nieprofesjonalny formularz rekrutacyjny, to jeden z tych elementów układanki rekrutacyjnej, który potrafi solidnie demotywować kandydata, w skali makro zdrowo popsuć Employer Branding, a docelowo zniechęcić wiele osób do aplikowania.

1. Klasyka gatunku, czyli przymus przepisywania informacji z Curriculum Vitae do formularza rekrutacyjnego. To denerwuje naprawdę wielu kandydatów. Zastanawiają się wtedy po co CV, skoro przepisują do formularza to samo, co jest w CV. Przecież formularz teoretycznie ma wspierać rekrutację, nie ją antywspierać.

2. Czasami zdarza się, że wymagana jest przymusowa rejestracja w systemie. To dodatkowo zjada czas. Poza tym nie każdy musi mieć ochotę zakładać konto w systemie danej firmy. Żeby potem na przykład być zalewanym spamem od tej firmy.

3. Pytania o motywację, które demotywują, ale nie badają tak naprawdę nic. Dlaczego chcesz u nas pracować? Bo jesteśmy tacy wyjątkowi, czy może niestety chcesz zarabiać pieniądze? Czy może dlatego, że jesteśmy dynamiczni. Nasz zespół jest tak dynamiczny, że pracuje się u nas średnio 3 miesiące. No i co tu zaznaczyć lub wpisać prawda? A czas ucieka. Ręka boli. Prąd za darmo nie jest. Warto też wiedzieć, że pytania o motywację nie mają większego sensu, bo odpowiedzi na nie są jedynie deklaratywne, a sama motywacja może się szybko zmienić.

4. Pytania typu „banalne”. Na przykład co wiesz o naszej firmie? No i wtedy musisz stracić kolejne 7 minut na szukanie i czytanie w Google informacji o tej firmie. Dlaczego? Bo Andżelika Talentakłyzyszyn miała akurat taką fantazję i wstawiła sobie to pytanie. O ile takie pytania mogą paść, to na etapie formularza są kompletnie bezsensowne.

5. Zdarza się zbyt duża liczba kroków w formularzu, kilkasz i klikasz, czas leci, ty dalej klikasz. Czas ucieka.

6. Języki obce. Klikasz i rozwija Ci się to jak papier toaletowy. To już jest w CV, ale zaznacz jeszcze raz. Poklikaj sobie. W Tetris jak grasz to klikasz, to tu też możesz poklikać. Nie marudź, klikaj.

7. Oceń znajomość narzędzi od „niedobrze” do „dobrze”. No dobrze. Zaznacz, że znasz Excela dobrze. Bo jak tego nie zrobisz, to będzie niedobrze. Już poklikałeś? To dobrze.

8. Pytania nielegalne, pytania dyskryminacyjne, pytania o niejasnej intencji. Te mogą spowodować dużą złość u kandydatów. Powiedz nam ile masz lat? My nie dyskryminujemy ze względu na wiek, my tylko sprawdzamy, czy jesteś pełnoletni.

9. Rzadko, ale zdarzają się tak absurdalne pytania, jak pytania o znak zodiaku lub inne pytania ezoteryczne. Dla mnie ezoteryką są też pytania o wyniki testów typu Gallup. Napisz tam, że Twój znak zodiaku, to kura znosząca złote jajka. Nigdy pod żadnym pozorem nie pisz, że jesteś skorpionem lub koziorożcem. Dlaczego? No przecież wiadomo dlaczego, energia nie ta.

10. Formularze spamerskie. Tu poklikaj nam, to tu, to tam, zaznacz rodo zgodo, kliknij w newsletter, śledź nasze social media, bo fajni jesteśmy tam. No weź zapisz się no, obserwuj, co ci szkodzi. Nie bądź boomer. Przecież wystarczy kliknąć.

LINK:

https://dobryhr.eu/jak-napisac-dobre-cv-nie-badz-leszczem-badz-szczupakiem/

Autor: Jakub Iciaszek
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wesprzyj autora poprzez patronat.

patronite.pl/dobryHR

UDOSTĘPNIJ ARTYKUŁ