Categories Artykuły

Chcę zagrać w grę: Manipulacja w trakcie rekrutacji

Tekst ten napisałem już dawno temu (za górami, za lasami), lecz postanowiłem go nieco zmoderować i uzupełnić. Aktualny jest niezmiennie dalej. Temat manipulacji jest jak zawsze na topie, bo i sama manipulacja jest wszechobecna niczym powietrze. W tekście tym skupię się na wąskim obszarze związanym z rynkiem pracy. Wąskim, co nie znaczy, że mało obfitym. Bo manipulacja hula sobie w najlepsze w sektorze HR i ma tam wyborny grunt do dynamicznego rozwoju. A przecież HR lubi dynamiczny rozwój.

Chciałbym podzielić się z Wami pewnymi spostrzeżeniami dotyczącymi tego, czym jesteśmy bombardowani w przestrzeni social mediowej oraz na żywo przez niektóre agencje pracy. Niektóre działy HR, niektórych doradców zawodowych, czy speców od Employer Branding. Napisałem bombardowani, bo tak też jest. Poziom przebodźcowania jest tu potężny. Już za moment przedstawię kilka przykładów o tym, jak kreować alternatywną rzeczywistość. I w ten sposób wywiera się na nas wpływ poprzez zaginanie realiów, lub traktowanie pewnych tematów wybiórczo. Niedomówienia i kolorowanie, to w końcu techniki znane od dawna. Są to zarówno manipulacje wizerunkowe, jak i doradcze, czy informacyjne. Wszystkie związane z szeroko pojętym rynkiem pracy. W dużej mierze opierają się na błędach poznawczych. Czasami trudno stwierdzić, czy to faktyczna manipulacja, czy zwykły brak wiedzy u emitującego takie „mądrości”.

1. Jest coraz lepiej, bo przybywa ogłoszeń o pracę.

Tak często mawiają binarni eksperci z kosmosu. W ten sposób manipulator chce stworzyć poczucie, że przybywa ofert pracy na rynku, nie pokusi się jednak o refleksję nad chociażby ich realną dostępnością, czy jakością. Z samego faktu większej ilości ogłoszeń niewiele wynika dla kandydatów. Dlaczego? Ponieważ nie liczy się ilość ogłoszeń a ich jakość i realna dostepność. Przybywa agencji pracy, które szukają kandydatów na to samo stanowisko. Efektem tego może być wzrost liczby ogłoszeń, na przykład 4 lub 6 ogłoszeń na ten sam wakat. Ale ofert pracy z tego powodu nie przybywa. Ogłoszenie to nie to samo co oferta zatrudnienia. Na jedną ofertę może być wiele ogłoszeń.

2. Obecnie bardzo liczą się „kompetencje miękkie”.

Akurat tak zwane kompetencje miękkie liczą się od zawsze, od czasów starożytnych, nie jest to nic nowego, jedynie nazwa jest nowa. Antyczni mogli to nazwać sprytem, erudycją, czy elokwencją. I wszystko by było super, gdyby nie fakt, że jest to często tylko pusty slogan stosowany przez HR, który chce zwrócić na siebie uwagę na portalu Linkedin. W rzeczywistości dość często nikt nie zwraca uwagi na owe kompetencje, albo nie potrafi ich zidentyfikować i poprawnie określić. Miałem nawet taki przypadek, gdy pokazałem HR-owcowi swoją zawodową profesjonalną opinię psychologiczną, gdzie był opisany przez psychologa mój profil osobowościowy wraz z kompetencjami miękkimi, a jednak ów HR-owiec nie zrozumiał opisu, choć nie był skomplikowany. W trakcie innej interakcji jakiś czas później jedna z Pań z HR była odczuwalnie zazdrosna o moje wyniki i starała się je w trakcie rozmowy zaniżyć. Zdarza się tak, że jeśli ktoś ma kompetencje miękkie lepiej rozwinięte od osoby rekrutującej może narazić się na nieprzyjemności. Ponieważ osoba rekrutująca z powodu zwykłej zazdrości takiego kandydata zdyskwalifikuje. Tak, bo te magiczne kompetencje miękkie wzbudzają niedowierzanie i zazdrość. Dlatego, nie tyle, że owe kompetencje nie mają znaczenia, co chwalić się nimi trzeba ostrożnie i nie każdemu. A co do meritum manipulacja polega tu na tym, że rzekomo doszło do jakiegoś niesamowitego odkrycia, które zrewolucjonizuje rynek pracy i zrobi dobrze tym kandydatom, którzy mają super kompetencje miękkie. Tym którzy ich nie mają dobrze rozwiniętych zaoferuje się bez wątpienia stosowne szkolenia, oczywiście nie za darmo, po których ich kompetencje miękkie „urosną”. Ale raczej nie urosną, poza tym niestety mało kto zwraca na nie faktycznie uwagę.

3. Jest rynek pracownika, każdy może znaleźć pracę szybko lub zmienić ją kiedy chce, wystarczy chcieć. Syn mojej koleżanki chciał i znalazł.

W Polsce nie ma rynku pracownika. I nigdy go nie było. Brak ludzi do pracy w niektórych sektorach nie świadczy o rynku pracownika. Same niedobory ludzi nie definiują tego zjawiska. Brakować ludzi do pracy może z wielu powodów, chociażby ze względu na niskie zarobki oferowane przez pracodawców, źle konstruowane i odrealnione ogłoszenia o pracę, złe traktowanie kandydatów (tu się kłania Candidate Experience), nieprofesjonalnie prowadzone procesy rekrutacyjne (fast food rekrutacyjny). To wszystko ma wpływ na problemy ze znalezieniem rąk do pracy, jednak zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z rynkiem pracownika. Manipulowanie tą treścią ma na celu stworzenie poczucia sielanki na rynku pracy, a także wywarcia presji na szukających. No bo przecież jak jest rynek pracownika to możesz wszystko tak? A jak za długo szukasz, no to pewnie jest z Tobą coś nie tak… piękna to manipulacja.

4. U nas pracują najlepsi specjaliści – tacy i tacy … i tacy.

Niektóre agencje promują wizerunki swoich rekruterów jako super ekspertów, jednak zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. W trakcie interakcji szybko wychodzą podstawowe braki w wiedzy na temat rynku pracy, brak umiejętności logicznego myślenia, brak umiejętności analizy i wyciągania wniosków, brak wcześniej wspomnianych kompetencji miękkich. A nawet brak umiejętności czytania ze zrozumieniem Curriculum Vitae. Do tego często wiek tych osób i obecność zawodowa na rynku pracy raczej uniemożliwia im bycie ekspertem. Poważnie, zdarza się, że osoby początkujące nazywają siebie nindżami ekspertami. Jak można być ekspertem mając rok, czy dwa lata doświadczenia, w dodatku tylko w branży HR, czy w rekrutacji? Brzmi to jak żart. Nazywanie takiej osoby super specjalistą bądź ekspertem jest manipulacją, dzięki której próbuje się stworzyć pułapkę autorytetu (choć brak tu do tego gruntu) i w ten sposób wykreować iluzoryczny wizerunek oraz wzbudzić zaufanie. Co ma teoretycznie przyciągnąć do takiej agencji kandydatów z rynku.
I jak na wszystko czasami i na to ktoś się nabiera.

5. Musisz dobrze się sprzedać.

To częsta manipulacja w trakcie rozmów rekrutacyjnych lub doradztwa, gdzie kandydatom stawia się jakby wyzwanie, żeby się „dobrze” sprzedali. Ja uważam, że rekrutacja to nie jest sprzedaż, a człowiek nie jest towarem, niewolnictwo obecnie w krajach cywilizowanych jest nielegalne. Ale może jestem idealistą. Można sprzedać swoją wiedzę, umiejętności, swoją pracę. Jednak tego na rekrutacji wielu rekruterów nie potrafi sprawdzić, lub po prostu nie sprawdza, bo wymaga to czasu i wiedzy, a oni często nie mają ani jednego, ani drugiego. Zabieg ten ma na celu wywarcie wpływu w celu uzyskania jak najniższych zarobków, sztuczka polega na końcowym deprecjonowaniu dokonań lub umiejętności kandydata w celu zaoferowania mu jak najniższej stawki. Bo przecież mogłeś się lepiej sprzedać. A ten Andrzej co był tu przed tobą cztery godziny wcześniej, to umiał więcej, ale był tańszy o 500 złotych.

6. Musisz mówić tylko językiem korzyści, bo tak wolą ludzie, bo tak mówią badania naukowe.

Niby tak, faktycznie tak jest milej i fajniej gdy ktoś nawija makaron na uszy. Ludzki mózg, taki typowy mózg lepiej to chłonie. Jednak w życiu nie zawsze jest miło i różowo. Tworzenie takiej presji powoduje, że kandydat, który nie ma miłych doświadczeń może mieć problem z przedstawieniem jakiegoś faktu lub rzeczywistości. I zaczyna się wymuszone kłamczuchowanie. Gdy zabrania się krytyki często zabrania się mówienia prawdy. I jest to silna manipulacja, która często źle odbija się na procesie rekrutacyjnym, ponieważ kłamać zaczynają obie strony, i rekruter i kandydat. A kandydat robi to dlatego, że nie ma innego wyboru, ponieważ w takiej sytuacji powiedzenie prawdy zostanie źle odebrane. Prawda, że to brzmi absurdalnie?

7. Pozytywny terror.

Tak zwane pozytywne myślenie jest całkiem fajne, jednak pod warunkiem, że ktoś nie wymusza na nas takiego myślenia i że jest ono naturalne i że jest czymś sensownym uzasadnione. Nie ma w tym nic dobrego, gdy jest to wymuszone i spowodowane jakąś presją. A tę presję stosują często różni HR-owcy z korpoświatka. Gdy zostajemy do tego zmuszani, to wtedy jest to mało fajne. No i jest to manipulacją, toksyczną perswazją, wywarciem negatywnego wpływu, narzucenie schematu, zdeptaniem wolnej woli. I teraz ciekawostka. Paradoksalnie często wymuszają to na nas osoby, które są do nas nastawione negatywnie. A slogan „pozytywne myślenie” jest jedynie elementem gry rekrutacyjnej, lub jakiejś innej gry. Gdy ktoś wmawia Ci, że pozytywnym myśleniem możesz załatwić wszystko, podaj mu wtedy przykład dziecka umierającego z głodu w Afryce i zapytaj, czy samo pozytywne myślenie spowoduje, że w jego rączkach pojawi się soczysty hamburger. Zapadnie cisza.

8. Nie możemy podać widełek zarobkowych w ogłoszeniu bo…

Bo nie mamy takiej polityki firmy. I niby taki pusty tekst załatwia sprawę i wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki problem braku widełek znika sam. A no nie znika. To manipulacja polegająca na zbywaniu i odwracaniu uwagi. Na szczęście ta patologia rekrutacyjna przynajmniej częściowo się ukróci, bo z dniem 7 czerwca 2026 roku podawanie widełek zarobkowych lub informacji o zarobkach będzie w Polsce obowiązkowe.
A ile ci zaoferujemy, to ocenimy jak cię ocenimy… potem.
Znajoma manipulacja prawda?

O technikach wywierania wpływu społecznego, w tym też o technikach manipulacji pisałem w artykule poniżej.
Go też przeczytaj.
LINK:

https://dobryhr.eu/socjotechnika-badz-jej-swiadomy/

Wszystkiego dobrego

Autor: Jakub Iciaszek
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wesprzyj autora poprzez patronat.

patronite.pl/dobryHR

UDOSTĘPNIJ ARTYKUŁ